Denko grudzień 2014/styczeń 2015

Cześć Kochani! 

Nadszedł dzień, aby pozbyć się wreszcie pustych opakowań, które skrzętnie chomikowałam przez ostatnie 2 miesiące. 
Nie ma tego jakoś zadziwiająco dużo, ale i tak całkiem jestem zadowolona z wyniku ;) 

Krem na dzień Ahava z serii Time to Smooth - jest to już trzeci słoiczek tego kremu, który zużyłam. Bardzo fajnie się spisywał, dobrze nawilżał, ale teraz chciałam spróbować czegoś nowego, więc w najbliższym czasie nie planuję powrotu do tego kremu.
Krem do rąk Ahava Dermud Intensive Hand Cream - działanie oceniam bardzo wysoko, jednak przeszkadzał mi paskudny zapach tego kremu, dlatego raczej już nie powtórzę zakupu.



Mydło w płynie Alverde - przeciętne mydło, taki średniaczek, raczej już nie kupię ponownie. 
Dezodorant Alverde - staram się używać dezodorantów nie tylko bez zawartości aluminium, ale także bezalkoholowych. Ten dezodorant miał sporo alkoholu w składzie, a i tak jego działanie nie było jakoś szczególnie dobre. Dlatego nie skuszę się na powrót.


Micel Bioderma - mój ukochany płyn, bez którego nie mogę się obejść. Miłość od pierwszego użycia :) Dokładnie i jednocześnie delikatnie oczyszczają twarz oraz oczy z makijażu, bez podrażnień oraz przesuszeń. Mam jeszcze kilka butelek w zapasie.

Lakier do włosów L'oreal Elnett - fantastyczny lakier, do którego na pewno jesycye wrócę, jak wykorzystam zapas. Ostatnio jednak bardzo rzadko sięgam po lakier do włosów ;)

Oliwka dla dzieci Hipp - o tej oliwce pisałam TUTAJ
Oczywiście mam już kolejne opakowanie :)



Szampon Phenome do cienkich włosów
Olejek do skóry głowy Phenome Thin Hair
To jedne z moich kosmetycznych hitów, które udało mi się odkryć w zeszłym roku. Wierzę w dobroczynne działanie tego olejku. Olejek wzmacnia włosy oraz cebulki, bez obciążania. Szampon skutecznie i jednocześnie delikatnie oczyszcza i pielęgnuje włosy, a do tego ma bardzo dobry naturalny skład :) 
To pierwszy naturalny szampon, który tak dobrze mi służy!



Tonik, emulsja oraz pianka do oczyszczania twarzy Pharmaceris do cery wrażliwej i alergicznej - bardzo dobrze się u mnie sprawdzają, szczególnie pianka jest moim ulubieńcem, do którego zawsze wracam.



AA Prestige Eliksir naprawczo-ujędrniający - to jedno z tych serum, po użyciu których skóra jest od razu nawilżona i elastyczna. W przeciwieństwie do Estee Lauder Advanced Night Repair. Niestety serum EL nie robiło nic, kompletnie nic. Być może przy długotrwałym używaniu można odnotować jakieś efekty, ja jednak jestem trochę niecierpliwa i od kosmetyku oczekuję natychmiastowego działania ;) 
Chętnie kiedyś powtórzę zakup serum AA. Na EL z pewnością się już nie skuszę.

Balsam do ust Tisane - mój absolutny ulubieniec w kategorii pielęgnacji ust. Uwielbiam go pod każdym względem, ale przede wszystkim jest od szalenie skuteczny!



Tonik Pat&Rub - mój ulubiony tonik do twarzy. Ma świetny skład, idealnie nadaje się dla kapryśnych cer. Oczywiście używam już kolejnego opakowania :)



Lano-balsam Ziaja - balsam z aptecznej serii Ziaji. To już moje kolejne opakowanie. Kiedys w końcu będę musiała poświęcić mu osobny post, bo jest to naprawdę bardzo fajny kosmetyk. Wielki plus za brak zapachu, lekką konsystencję, która bardzo szybko się wchłania oraz za cenę. Lekki i skuteczny nawilżacz, który towarzyszy mi już w sumie od kilku lat. 
Annemarie Börlind krem do ciała z limitowanej migdałowej serii - markę tę odkryłam stosunkowo niedawno i bardzo jestem zadowolona z tej znajomości. 
Bardzo mocno nawilża, pachnie nienachalnie, szybko się wchłania. Muszę sobie zrobić zapas, bo krem pochodzi niestety z limitowanej zimowej serii.



Tak oto przedstawia się moje kosmetyczne śmietnisko z ostatnich dwóch miesięcy. Zadziwiająco mało zużywam kolorówki, mimo, że właściwie codziennie się maluję ;) 
Jeśli znacie coś z mojego denka, dajcie koniecznie znać :) 


Seche Vite czy Insta Dri? W poszukiwaniu idealnego top coatu

Dobry top coat to podstawa manikiuru - każdy o tym wie :)
O ile nie zawsze widzę potrzebę zastosowania lakieru podkładowego, to jednak bez lakieru nawierzchniowego nie potrafię się obejść. 
Najważniejsze właściwości dobrego top coatu to przede wszystkim przyspieszenie procesu wysychania lakieru, przedłużenie trwałości oraz nadanie połysku. 
Dziś chciałabym pokrótce opowiedzieć Wam, jak pod tymi względami spisują się u mnie dwa bardzo popularne produkty: 
Seche Vite oraz Insta Dri (Sally Hansen)


Informacje ogólne: 
Obydwa produkty mają podobną pojemność (SV-14 ml, ID-13,3 ml) oraz podobną cenę, która waha się w okolicach 30-40 złotych.
Muszę przyznać, że buteleczka Seche Vite jest dużo bardziej stabilna i zarazem wygodniejsza przy nakładaniu lakieru. Buteleczka Insta Dri jest półpłaska i przez to w trakcie manikiuru łatwo może sie przewrócić przy chwili nieuwagi.
Jeśli chodzi o pędzelki, to nie widzę tu dużej różnicy - obydwa są wyodne i precyzyjne. Konsystencja obydwu utwardzaczy także jest bardzo podobna - raczej gęsta, może ciut gęstsza w Seche Vite. Krążą opinie, że top coat Insta Dri dużo szybciej glucieje - u mnie jednak nie zauważyłam (jeszcze) żadnych zmian.



Zapach: 
Oczywiście, jak to przy lakierach, nie możemy spodziewać się aromatu przyjemnego dla naszych nosów. Przyznaję jednak, że Seche Vite strasznie mocno śmierdzi rozpuszczalnikiem i ten smrodek utrzymuje się niestety przez długi czas. Za to jego konkurent Insta Dri nie śmierdzi już tak mocno, charakterystyczny lakierowy smrodek jest tu nawet w miarę delikatny, jesli można tak powiedzieć. Po wyschnięciu zapach jest właściwie niewyczuwalny.
W tej kategorii zdecydowanie zwycięża Insta Dri. 


Działanie: 
Moim skromnym zdaniem Insta Dri szybciej wysusza lakier, niż Seche Vite. Seche Vite pozostawia taką "miekką" warstwę, która wymaga nieco więcej cierpliwości i czasu. Insta Dri używam chętnie wieczorem, bez obawy, że na paznokciach odciśnie mi się wzorek z pościeli. 
Natomiast jeśli chodzi o przedłużenie trwałości lakieru, to obydwa produkty zachowują się podobnie. Szczerze mówiąc nie zauważyłam jakiejś szczególnej ochrony przed odpryskiwaniem lakieru. Pierwsze odpryski pojawiają się u mnie już około 3-go dnia po wykonaniu manikiuru.  Tak więc bez rewelacji. Efekt przedłużenia trwałości lakieru jest dosyć mierny. 
W kwestii nadania połysku oraz upiększenia paznokci obydwa produkty spisują się bardzo dobrze! Lakiery tworzą bardzo ładną połyskującą taflę, wyrównują drobne niedoskonałości w strukturze płytki. Paznokcie po zastosowaniu tych top coatów rzeczywiście wyglądają niczym pokryte żelową emalią. Nie widzę tu żadnej różnicy pomiędzy Insta Dri, a Seche Vite. 


Podsumowanie: 
Według mnie obydwa produkty nie są ideałami. Przeszkadza mi to, że bardzo słabo przedłużają trwałość lakieru. 
Z drugiej jednak strony bardzo ułatwiają mi szybkie wykonanie manikiuru dzięki właściwościom wysuszającym. Moja pokryta bruzdami płytka potraktowana top coatem staje się optycznie upiększona i wygładzona, a pazurki błyszczą niczym żele :) 
Jeśli miałabym wybrać ten lepszy produkt, to stawiam na Insta Dri od Sally Hansen. Przede wszystkim dlatego, że szybciej radzi sobie z wysuszeniem oraz nie śmierdzi tak mocno, jak Seche Vite. 
Niemniej jednak chętnie wypróbuję czegoś nowego, co byc może jeszcze dodatkowo uchroni lakier przed odpryskiwaniem. Być może skuszę się na kultowy Good to Go od Essie. 

Ciekawa jestem, jakie utwardzacze spisują się u Was najlepiej? 
Dajcie koniecznie znać! 
A tym czasem miłego i spokojniej niedzieli oraz dobrego tygodnia Wam życzę :)