Głębokie oczyszczanie włosów z Baleą

Witajcie!

Swoich faworytów w kategorii szamponów już znalazłam - są to nieodwołalnie szampon Wzmocnienie i Objętość z Pat&Rub oraz szampon przeciw wypadaniu włosów Biovax. 
Mimo to ostatnio powiększyłam kolekcję szamponową. A to za sprawą wizyty w DMie, kiedy to przypadkowo wpadł mi w oko ten oto szampon głęboko oczyszczający Balea. Za 1,45 € stałam się posiadaczką świetnego szamponu, bez silikonów, ale za to z SLSami ;) 

fotka zapożyczona ze strony: http://www.dm.de/de_homepage/balea_home/balea_produkte/balea_produkte_haarpflege/balea_produkte_haarpflege_shampoo/7608/balea-tiefen-reinigung.html
Używam tego szamponu mniej co 1,5 - 2 tygodnie. 
Zgodnie z zapewnieniem producenta szampon delikatnie i zarazem skutecznie oczyszcza włosy z resztek środków do stylizacji, z tłuszczu, odświeżając je i pielęgnując. Działa niczym peeling do włosów. I ten zapach... Przepiękny! Jak ja się stęskniłam za zapachami drogeryjnych szamponów ;) Szkoda tylko, że zapaszek ten tak szybko się ulatnia. 
Polecam go posiadaczom tłustych i mieszanych grzyw. Natomiast przy suchych włosach może okazać się zbyt mocny.
Włosy po jego zastosowaniu są lekkie, błyszczące, świeżutkie, bardzo dobrze się układają. Pomimo braku silikonów rozczesanie ich nie sprawia najmniejszych problemów.
Szampon zamknięty jest w miękkiej tubie o pojemności 250 ml z praktycznym zamknięciem na klik. Wizualnie opakowanie uważam za ładne i zachęcające. Sam szampon jest bezbarwny, o dosyć gęstej konsystencji, dzięki czemu nie musimy nakładać dużej ilości kosmetyku.

A dla zainteresowanych umieszczam skład: 

AQUA · SODIUM LAURETH SULFATE · COCAMIDOPROPYL HYDROXYSULTAINE · SODIUM CHLORIDE · GLYCERIN · PANTHENOL · ZINC SULFATE · BETAINE · MENTHOL · HYDROXYPROPYL GUAR HYDROXYPROPYLTRIMONIUM CHLORIDE · PARFUM · COCO-GLUCOSIDE · LAURETH-2 · CITRIC ACID · LACTIC ACID · SODIUM BENZOATE.

Mnie szampon ten przypadł do gustu. Tani, skuteczny, robi dokładnie to, co do niego należy - dokładnie oczyszcza i odświeża. 
Z racji że nie używam go przy każdym myciu, jestem pewna, że wystarczy mi on jeszcze na bardzo długo!

Pozdrawiam Was cieplutko, życząc miłego weekendu!

Zadbane usta - mój ranking produktów pielęgnujących

Moi Kochani!


Balsamy do ust, pomadki ochronne - bez tych produktów absolutnie nie mogę się obejść, podobnie jak większośc z Was. Nie tylko w okresie jesienno-zimowym, lecz przez cały rok sięgam po nie, rano przed nałożeniem szminki, w ciągu dnia, jak i na noc przed spaniem.
Lubię mieć jednocześnie kilka takich nawilżaczy, tak dla urozmaicenia. Na chwilę obecną posiadam 5 sztuk.

Moim ulubieńcem i numerem jeden jest kultowy już balsam Tisane.
Wybrałam wersję w słoiczku ze względu na lepszy skład, niż odpowiednik tego produktu w formie sztyftu.
Konsystencja tego balsamu jest dosyć zbita, niezbyt tłustawa. Mimo to balsam świetnie sprawdza się do nawilżenia, zmiękczenia, odżywienia i regeneracji delikatnej skóry ust. Już cieniutka warstwa balsamu daje radę :)
Ta forma w słoiczku wcale mnie nie odstrasza. Przed nałożeniem balsamu poprostu myję ręce i nie ma problemu :)
Używam tego balsamu jedynie w domu, ze względu na słoiczkową formę. Rano przed nałożeniem pomadki - świetnie sprawdza się jako baza pod szminkę, właśnie ze względu na lekką konsystencję, jak i wieczorem zanim pójdę spać.
Podoba mi się zapach tego produktu - taki miodkowy, bardzo przyjemny, a jednocześnie delikatny. Uwielbiam go wąchać :)
Balsam ten jest ogólnie dostępny w aptekach oraz w dobrych drogeriach. Kiedyś byłam w stanie wydać na balsam do ust nawet 20 Euro, a dziś nie widzę już absolutnie takiej potrzeby. Za około 8 złotych kupiłam wspaniały produkt, który u mnie sprawdził się najlepiej ze wszystkich nawilżaczy do ust, jakie miałam :) Warto wspomnieć jeszcze, że balsam ten jest szalenie wydajny, prawie go nie ubywa :)

Na miejscu drugim uplasował się balsam w formie sztyftu marki Burt's Bees, wersja miodowa, a jakże ;) Jest to mój torebkowy niezbędnik, którego używam w ciągu dnia. Ten sztyft podobnie jak Tisane bardzo fajnie pielęgnuje i nawilża usta, pozostawia je miękkie i zadbane. No i ten zapach, woskowo-miodowy. Mam słabość do takich zapachów. Miodu jeść nie mogę, gdyż jest mi po nim strasznie niedobrze, przynajmniej mogę sobie powąchać ;)
Skład tej pomadki jest bardzo przyjazny, naturalny. Cena wydaję się być także atrakcyjna - zapłaciłam za nią niecałe 4 Euro.


Miejsce trzecie należy do popularnego i lubianego masełka do ust Nivea. Kupiłam go tylko i wyłącznie ze względu na zapach karmelowego ciastka... Okazało się, że to maleńkie opakowanie kryje w sobie także całkiem fajny produkt pielęgnujący :)
O dziwo masełko to nie jest dostępne ani w Austrii, ani w Niemczech. Dopiero podczas urlopu w Polsce mogłam sobie je zakupić :)
Masełko jest bardzo przyjemne, nawilża i natłuszcza usta, jako baza pod szminkę już się nie nadaje, ze względu na tłustą konsystencję. Używam go w domu czasem na zmianę z Tisane. 


Na czwartym miejscu postawiłam pomadkę ochronną Alverde.
Posiadam wersję nagietkową. Kiedyś miałam wersję mandarynkową, która jednak kompletnie nie zdała egzaminu.
Pomadka jest całkiem fajna, pachnie przyjemnie, jednak od kiedy mam Tisane oraz Burt's Bees, sięgam po nią rzadziej. W sumie nie mam nic do zarzucenia temu sztyftowi, ale narazie nie planuję ponownego zakupu.


I na koniec pomadka marki Burt's Bees, która oprócz pielęgnacji ma za zadanie delikatnie koloryzować usta. Kupiłam ją spontanicznie, pod wpływem chwili, bez zastanowienia. Wybrałam odcień o nazwie Hibiscus, dostępne są również inne warianty kolorystyczne.
Pomadka ta nie jest zła, ale też nie zwaliła mnie z nóg. Owszem, nadaje delikatny kolor, nie tworzy grudek, gładko rozprowadza się na wargach niczym masełko. Nawilżenie ust jest całkiem przyzwoite, ale na pewno nie tak dobre, jak w przypadku tradycyjnej pomadki ochronnej marki Burt's Bees, która znalazła się u mnie na miejscu drugim. 
Obecnie rzadko sięgam po ten koloryzujący sztyft. A to dlatego, że ostatnio pokochałam szminki MAC i poprostu nie potrzebuję już takich koloryzujących balsamów. 

Ciekawa jestem Waszych sposobów na zadbane i nawilżone usteczka :) 
Macie swoje ulubione nawilżacze? 

Jesienno-deszczowe pozdrowionka!
Trzymajcie się cieplutko!




Wygładzające Serum Nutriganics The Body Shop

Drogie Słonka!

Nigdy wcześniej żaden kosmetyk rodem z The Body Shop nie zachwycił mnie tak, jak to serum. 


Jak to czasami bywa natknęłam się na ten kosmetyk zupełnie przypadkowo. Od jakiegoś czasu rozglądałam się za jakimś serum, które służyło by mi na dzień jako baza pod mój ukochany BBB z Pat&Rub. 

Pewnego razu odwiedziłam sklep TBS , aby kupić maseczkę oczyszczającą. Moją uwagę przyciągnęła nieznana mi seria produktów naturalnych o nazwie Nutriganics. Po krótkiej rekomendacji pani sprzedawczyni postanowiłam wypróbować owo serum. I to była świetna decyzja! 

Według proucenta serum ma za zadanie dogłębne nawilżenie skóry wygładzenie oraz zmniejszenie widoczności pierwszych zmarszczek oraz linii.

Przejdzmy do szczegółów:
- serum zamknięte jest w małym zgrabnym opakowaniu typu airless o pojemności 30 ml
- opakowanie nie jest przezroczyste, w związku z czym niestety nie widać, ile produktu znajduje się jeszcze w środku - to chyba jedna maleńka wada tego serum, którą jednak jestem w stanie przeboleć ;)
- serum posiada konsystencję białego fluidu, wchłania się natychmiastowo po nałożeniu, nie pozostawia filmu na twarzy, od razu można nałożyć następny produkt  
- pachnie delikatnie ziołowo, jak dla mnie całkiem przyjemnie
- skutecznie nawilża twarz
- zauważyłam, że przy użyciu serum pory stają się mniej widoczne a skóra jest wygładzona i nawet rozświetlona, ma taki zdrowy koloryt :)
- serum jest niesamowicie wydajne - przy użyciu codziennie rano przez 5 dni w tygodniu wystarczyło mi ono na ponad 4 miesiące; przy takiej wydajności cena 20 Euro nie wydaje się aż tak straszna...
- linia produktów Nutriganics posiada opatrzona jest certyfikatem Eurocert, a samo serum posiada 99% składników naturalnych
- moja cera bywa kapryśna i czasami reaguje alergicznie na tego rodzaju specyfiki, jednak to serum nie spowodowało u mnie żadnych niespodzianek!

Dla zainteresowanych skład serum: 
Aqua, Glycerin, Dicaprylyl Carbonate, Olea Europaea Oil, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Sucrose Stearate, Benzyl Alcohol, Orbignya Oleifera Seed Oil, Sclerotium Gum, Stearic Acid, Palmitic Acid, p-Anisic Acid, Salicylic Acid, Xanthan Gum, Potassium Sorbate, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Sodium Hydroxide, Limonene, Tocopherol, Myristic Acid, Citral, Linalool, Pelargonium Graveolens Flower Oil, Citronellol, Buddleja Davidii Extract, Thymus Vulgaris Extract Daucus Carota Sativa Seed Oil, Geraniol, Malva Sylvestris Flower Extract, Foeniculum Vulgare Oil, Citrus Nobilis Peel Oil, Vanilla Planifolia Extract, Litsea Cubeba Fruit Oil, Citrus Aurantium Dulcis Peel Oil, Citric Acid, Sodium Benzoate, Thymus Vulgaris Oil, Rosa Damascena Flower Oil.

Jestem tym serum tak oczarowana, że z chęcią wypróbuję jeszcze inne produkty z serii Nutriganics.

Znacie serię Nutriganics? 
Lubicie The Body Shop? 

Całuję Was cieplutko!

Październikowe zdobycze - część 3

Moi drodzy!


Zamieszczenie trzeciej części mojej prezentacji październikowych zdobyczy trochę się przeciągnęło - po drodze zdążyłam wrócić do Austrii, wybrać się do Monachium na koncert 30 seconds to Mars, rozchorować się...
Ale już jestem wśród żywych, czuję się lepiej i zapraszam do obejrzenia moich ostatnich październikowych skarbów. 


 
- solny peeling do stóp Pat&Rub - długo szukałam takiego konkretnego zdzieraka, ten jest bardzo fajny! Usuwa martwy naskórek, odpręża, zmiękcza skórę. Jedyny minus to zapach, ale to oczywiście moje subiektywne odczucie. 

- szampon i odżywka z serii Objętość i Wzmocnienie Pat&Rub - to już chyba trzeci szampon i druga odżywka, którą nabyłam z tej serii. Dwa produkty, które należy używać w duecie, wtedy nie ma problemu z rozczesaniem włosów. 

- maska do włosów tłustych Pat&Rub - ta maska jest już od dłuższego czasu moim niezbędnikiem. Pisałam o niej  TUTAJ

 - żel pod prysznic Pat&Rub z serii kokosowo-cytrynowej - uwielbiam żele tej marki, a ten z serii relaksującej kupiłam po raz drugi. 

- krem BBB Pat&Rub - jest to moje drugie opakowanie. Lubię tego bebika, od ponad pół roku zastępuje mi podkład. Mimo że nie mam śniadej cery, to jednak wersja ciemniejsza tego kremu jest dla mnie odpowiednia. Wersja jaśniejsza nadaje się moim zdaniem dla bladolicych blondynek o porcelanowej cerze. 

 -  mgiełka do układania - kupiłam tą mgiełke po raz trzeci. Na pewno nie jest idealnym kosmetykiem do układania włosów, ale lubię ją od czasu do czasu użyć, bo jest naprawdę bardzo lekka. 
TUTAJ możecie o niej więcej przeczytać.  

- ekoampułka 5 pod oczy - kupiłam ją ze względu na akcję -50%. W przeciwnym razie pewno nie skusiłabym się na nią. Używam jej dopiero od kilku dni, więc narazie nic więcej o niej nie powiem ;) 

 - balsam do rąk otulający Pat&Rub - lubię balsamy do rąk tej marki, a po tym zapachu wiele sobie obiecywałam. No cóż, niestety nie wyczuwam tu karmelu, mimo to balsam pachnie całkiem przyjemnie

 - Kremy AA z serii Wrażliwa Natura 30+ na noc oraz na dzień - lubię produkty z linii AA eco, więc pomyślałam, że chętnie wypróbuję te niedrogie kremy. Fajny skład, bardzo proste minimalistyczne opakowanie, atrakcyjna cena. Co do działania to jestem zadowolona, kremy nie zapychaja, nie pozostawiają tłustej warstwy. Być może dla dziewczyn posiadających bardzo suchą skórę będą trochę zbyt słabe. Ja nakładam kremy po uprzednim nałożeniu serum, w taki duecie kremiki od AA fantastycznie się sprawdzają! 

- serum AA - chciałam zafundować mojej skórze teraz w jesieni małą kurację, jako że wiek chrystusowy już przekroczony, i właściwie to rozważałam zakup serum na noc z Estee Lauder, jednak skusiłam się na tańsze serum od AA.


Znacie może te produkty?
Jak się u Was sprawdziły?

Ściskam Was mocno!